Dzisiaj udalismy sie na zakupy w Shenzhen. Ogromne miasto - jak każde Chinach, ale mam wrażenie, że jakos lepiej rozplanowane. Wiecej w nim "powietrza". Może dlatego, że ma ok. 30 lat (wczesniej to byla jakas wioska rybacka).
Widać na zdjęciach moje przymiarki do zakupu "rybiego oka". Spełzły na niczym. Za to kupowanie herbaty sprawiło nam wiele radości. Strzeliste wieżowce, a gdzieś wśród nich malutki sklepik, prowadzony przez panią i pana. Pani zajmowała się generalnie ceramiką, a pan przygotowaniem herbaty. Oczywiście z zachowaniem pełnego rytuału. Jak chcesz kupić jakiś gatunek, pan przygotowuje napój. Na początek herbata (jak to Zen określił, "miedzy zieloną a czerowną"), potem typowa zielona i w końcu lepszy, droższy gatunek zielonej. Wszystko przepyszne. Pierwsze zalanie czareczek to wyparzenie. Ciecz wylewa się na tego zwierza, którego widać na fotkach. To ma przynosić szczęście. Potem próbowanie. W tym czasie wybraliśmy tez dzbanuszki, a pani zawiązała na nich czerwone sznureczki - tez na szczęście. Nie należy ich potem urywać. Dzbanki muszą mieć dobre "brzmienie" ! Na prawdę mile spędziliśmy w tym sklepiku chyba ok. 45 minut. Ciekawe doświadczenie.