Totalny jet lag. Poszliśmy spać z Zenem koło 23 czasu lokalnego. Umówiliśmy się, że wstaniemy koło 8 rano. Nastawiłem budzik. Zadzwonił. Co z tego. Zenowi też dzwonił... Wstaliśmy 9:45. Udało się zdążyć na resztki śniadania - szwedzki stół. No i na prawdę bardziej "szwedzko - europejski" niż chiński.
Postanowiliśmy pójść na nogach zobaczyć słynny THE BUND - czyli promenadę nad rzeką. Ciekawe, że jak się idzie tymi błyszczącymi ulicami cały czas można zboczyć by trafić na jakieś bardziej tradycyjne miejskie zaułki. Widać je na zdjęciach. Ciekawa sprawa jest z tym zaułkiem, z czerwonymi napisami. Zen wytłumaczył mi, że to rząd wiesza te transparenty, gdzie zapewnia mieszkańców, których chce wysiedlić by zburzyć ich tradycyjne mieszkania, że będą mogli się przeprowadzić do pięknych mieszkań w innym miejscu. Ale oni protestują! Poczytajcie sobie książkę "Zrozumieć Chiny" Marka Leonarda, gdzie autor pisze, że dziś protestów obywatelskich w Chinach jest na prawdę bardzo dużo. Przestali się tak bać!
Możecie też zobaczyć zdjęcia wypadku rowerowo-motorowerowego. Policjant tylko się przysłuchiwał, niewiele komentując. Śmiesznie było i głośno!
THE BUND wspaniałe wrażenie. Trzeba tam być. Na pewno skoczymy tam jeszcze nocą. Podobno wrażenia niezapomniane. Może przepłyniemy się statkiem? Kto wie.
Z Bundu poszliśmy do ogrodu Yu Yuan. Ale aby tam wejść trzeba przebrnąć przez takie tradycyjne sklepowe uliczki. Szaleństwo ile tam było ludzi. Centrum turystyczne. Jak pewnie zauważyliście... tradycyjny w dzisiejszych Chinach oznacza StarFucks i McDonald's. W końcu nie dotarliśmy do ogrodu, ale dokonałem zakupów. Kupiłem tradycyjny strój dla mojej małej. Kosztował wstępnie 180 RMB. No ale zacząłem się krzywić, Zen też kiwał głową i doradzał w kwestii ceny. Zeszli do 150 RMB. Stwierdziliśmy, że idziemy. To zeszli do 80 RMB. Gdy już odchodziliśmy po raz drugi, mówiąc, że może przyjdziemy jutro, zawołali nas z ulicy. W końcu kupiłem ciuch za 60 RMB. 1/3 ceny. Zen mówi, że to dobra cena. Piękna sprawa.
Potem musiałem iść do banku wymienić EURO. Ale kolejka była chyba na 2 godziny. Dostałem numerek a przede mną było 21 osób. Wyszedłem z banku i zaczepił mnie konik. Myślałem, że mi się to już w życiu nie przytrafi po przemianach w Polsce. A tu trzask. Zawołałem Zena by sprawdził czy nie wciska mi koleś fałszywych banknotów i kupiłem. Jak coś, to kolo stoi pod tym bankiem cały czas - będzie kung fu!
Byliśmy też w muzeum sprawdzić miejsce gdzie gramy i soundsystem. Ale to już osobna historia. Teraz czekamy na Isaaca i Toma (inżyniera dźwięku). Co potem? Walka o dźwięk!