Przedostatni dzień to był dzień, w którym podjęliśmy najlepszą decyzję aby udać się do Zhujiajiao (czyt: dziu dzia dzio). W sumie namówił nas na to B6 już pierwszego dnia. Powiedział, że ma znajomych tam, i że będzie można zagrać mały koncercik (o nim później).
Poszliśmy na stację w Hangzhou. To co widać na zdjęciach to jest szok! Nie tak jak na Centralnym w Warszawie. Tam jest kas 30 i do każdej kasy po 30-40 osób. Ale wszystko idzie dość sprawnie i bilety mieliśmy w szybkim tempie. Następnie wygodny pociąg, który rozwijał oczywiści prędkości w Polsce nieosiągalne. Na dodatek było jak zwykle czysto, wygodnie, punktualnie i niezwykle niezawodnie...
Na dworcu nie wiedzieliśmy co dalej, ale zjawił się jakiś koleś oferujący usługi. Po chwili byliśmy w samochodzie jadącym tam gdzie trzeba. Mieliśmy zapłacić 160 RMB, ale na miejscu 160 zamieniło się jakoś dziwnie w 180 RMB co ponownie nas lekko rozbawiło. This is China :-)
No i samo miejsce. Po prostu najlepsze miejsce w Chinach jakie widziałem, a już przecież kilka widziałem. Urokliwe uliczki nad kanałami, przepiękne łukowate mostki, na dodatek ogromna ilość sklepików z pamiątkami i wyrobami miejscowymi - wszystko to po prostu zapiera dech w piersiach! Człowiek czuje, że właśnie tego szukał i po to jechał do Chin. Nie ma tam jeszcze zbyt wielu turystów co dodatkowo podnosi atrakcyjność miejsca.
Znajomy B6, czyli Younger (gość w kapeluszu) okazał się niezwykle miłym gościem, na dodatek świetnie mówiącym po angielsku. Zjedliśmy sobie lunch (fotka pokazuje już tylko zgliszcza) i wypiliśmy wino ryżowe, które mocą przypomina raczej śliwowicę niż zwykłe wino. Genialnie rozgrzało nas, bo za oknem panował już lekki chłód. Odwiedziliśmy kilku znajomych, którzy potem zjawili się na naszym małym koncercie.
Mieszkaliśmy w schronisku, które było jeszcze kilkadziesiąt lat temu domem dla kilku rodzin. Mieszkało tam pod jednym dachem ponad 30 osób! Dziś miejsce jest schludne, choć nadal bardzo surowe. Dachówki leżą bezpośrednio na żerdziach sklepienia, a łóżka są niezwykle krótkie.
Na jednym ze zdjęć widać jak miejscowy artysta specjalnym dłutkiem ryje napis w kamieniu. Tworzy pieczątkę - niektórzy takie już dostali :-)
Szczerze polecam wypad do tego miejsca, nawet kosztem zarzucenia jakiejś atrakcji turystycznej w Szanghaju (u nas była to rezygnacja z wjazdu na Jinmao Tower).
That was our best decision. Instead of going to Hangzhou we should have gone to Zhujiajiao the day before. But fortunately we finally reached our final destination. In my humble opinion it is the best place I saw in China. And I've seen many, many places so far. Narrow streets, arched bridges and many small shops with amazing goods create an atmosphere which is really hard to forget. I would really like to come back here in the future.